Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzucały fantastyczne światła na rozwijające się liście drzew. Na niebie iskrzyły się miryady gwiazd. Ten widok czysto miejski uspokoił nieco barona, który z spokojniejszym już umysłem tak dalej rozumował:
— Cóż to, miałżebym być zazdrosnym?
Zazwyczaj, ilekroć Wspominano przy nim o tem niemiłem uczuciu, potrząsał głową i mawiał:
— Ten, kto próbuje bałamucić twoją kochankę, daje ten sam dowód uznania twego gustu. Czyż jestem zazdrosnym? Tegoby tylko brakowało!
Przywykłszy przez lat wiele do udawania obojętności wobec ludzi, udajemy ją już wtedy nawet, kiedy nikt na nas nie patrzy. Desforges zawstydził się tej słabości charakteru, jak oficer wysłany w nocy na zwiady do obozu nieprzyjacielskiego wstydzi się okazywać obawy i nie chce jej wyznać przed sobą samym.
— To nieprawda — zaprzeczył baron — nie jestem wcale zazdrosnym.
Przymknąwszy oczy, usiłował wyobrazić sobie Zuzannę w objęciach Ireneusza. Z niemałem zadowoleniem miłości własnej, przekonał się, że przypuszczenie to — aczkolwiek niemiłe — nie sprawiało mu przecież tego bolesnego ściśnięcia serca, które dowodzi zazdrości.