Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spuszczono już kurtynę, orkiestra zagrała a gniew miotający sercem Ireneusza doprowadzał go niemal do szału. W podobnych chwilach, zarówno jak w niektórych wypadkach spokojnego obłędu, człowiek zachowuje moc panowania nad sobą, nie zdradzając niczem wewnętrznego swego usposobienia. Może oddawać się zwykłym zajęciom, może śmiać się i rozmawiać, wydaje się zupełnie spokojnym, choć w umyśle jego szaleje burza okrutnych planów i myśli. Najsroższe okrucieństwo, najszaleńsze plany wydają mu się rzeczą zupełnie naturalną...
Nagle przez umysł młodego poety przemknęła myśl, aby pójść do loży, w której Królowała bani Moraines i dać jej uczuć swą pogardę. W jaki sposób? Nad tem nie zastanawiał się wcale. Chciał tylko za jaką bądź cenę, bez względu na możliwe następstwa, ulżyć swej boleści. Przechodząc korytarzem, po którym w tej chwili snuły się tłumy ludzi różnego wieku i stanu, był tak dalece zajęty swemi myślami, że potrącił kilka osób, nie zwróciwszy na to nawet uwagi. Zapytał wreszcie woźnego o wejście do szóstej loży od sceny.
— Do loży pana barona Desforges? — spytał woźny.
— Tak — odparł głośno, dodając w myśli — płaci także za teatr, to bardzo naturalne!