Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

człowieka do wypowiedzenia swych smutków.
— Tak, jestem bardzo nieszczęśliwym — odparł młody człowiek, wzburzony tym dowodem współczucia, którego brak tak gorąco odczuwał.
— Słuchaj Zuzanno — dodał po chwili badawczo patrząc jej w oczy — wolę nic przed tobą nie ukrywać. Namyślałem się długo i doszedłem do przekonania, że stosunek nasz nie może pozostać nadał takim, jakim był dotąd. Nie mam już siły cierpieć dłużej... Takie życie nie zadawalnia mej miłości... Spotykamy się ukradkiem, co kilka dni zaledwie a po upływie krótkiej godziny szczęścia, ja nie wiem co porabiasz, nie mogę przyjmować udziału w twych zajęciach i rozrywkach... Nie przerywaj mi, niech wypowiem wszystko co myślę... Z powodu twego męża, wzbraniałaś mi dotąd wstępu do swego domu... Ale teraz przeszkoda usuniętą być może; widziałem go, rozmawiałem z nim, niech że przynajmniej zostanę wynagrodzonym za ofiarę, którą uczyniłem podając rękę te mu człowiekowi... Wiem, że to co mówię nie dowodzi szlachetności, ale przestałem już być dumnym i cenić swą godność... Ja ciebie kocham, Zuzanno... W imię tej miłości, zaklinam cię, pozwól mi bywać u siebie, żyć w twoim świecie, widywać cię wszędzie,