Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cofnął się w głąb korytarzyka? — Dlatego, że po raz pierwszy od owej szczęśliwej chwili, kiedy zobaczył Zuzannę w pąsowej tualecie, w sieni pałacu hrabiny Komof, podejrzenie zrodziło się w jego sercu. Jakie podejrzenie? Na to pytanie nie byłby zdolnym dać wyraźnej odpowiedzi. A jednak... Dziś rano jeszcze Zuzanna, wspominając o zamiarze spędzenia wieczoru w teatrze, powiedziała mu: — Idziemy we dwoje z moim mężem. Cóż ją skłonić mogło do rozminięcia się z prawdą? Chodziło tu wpradzie o rzecz małej wagi, ale bądź co bądź, kłamstwo, czy to w małych czy wielkich rzeczach — kłamstwem być nie przestaje. A jeżeli Desforges przyszedł tylko złożyć jej wizytę w loży, podczas antraktu? Przypuszczenie to wydało mu się tak naturalnem tak prawdopodobnem że uwierzył w nie natychmiast. Zresztą rzecz cała wyjaśni się za chwilę. Wrócił do kasy i wziął bilet do jednego z bocznych krzeseł, z którego najswobodniej mógł obserwować Zuzannę. Sala zapełniła się po chwili, dzwonek dał się słyszeć, podniesiono kurtynę... ale Desforges nie wyszedł z loży. Siedział wciąż na tem samem krześle nachylony ku Zuzannie, szepcząc jej coś do ucha... I cóż w tem zresztą dziwnego?