Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ponieważ szczęśliwym trafem, nikogo dziś nie brak między nami — wtrąciła pani Offarel, wymawiając z naciskiem wyraz „nikogo“ i rzucając złowrogie spojrzenie na Ireneusza — umówmy się, kiedy przyjdziecie państwo na obiad? Może w sobotę! Zdaje mi się, że p. Fresneau ma w ten dzień więcej czasu swobodnego?
A otrzymawszy twierdzącą odpowiedź nauczyciela, zwróciła się teraz bezpośrednio do młodego człowieka:
— Pana także czekać będziemy, panie Ireneuszu. Zaręczam panu, że daleko przyjemniej spędzisz czas u nas niż u tych wszystkich bogaczów, którzy rzucają łaskawie panu Larcher okruchy ze swego stołu...
— Ależ, pani... — przerwał młody poeta.
— Zgoda, zgoda — odparła pani Offarel — co do mnie stosuję się zawsze do tego, co mawiała babka moja — że kawałek suchego chleba wśród swoich lepiej smakuje niż indyk z truflami u obcych.
Pomimo, że uwaga pani Offarel nie mogła być zastosowaną do nieszczęśliwego Klaudyusza, który wskutek silnie rozminiętego kataru kiszek musiał wstrzymywać się nawet od wypicia kieliszka wina, Ireneusz uczuł się tak dotkniętym, jak gdy-