Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kach rzucało z góry promienie na głowy zgromadzonych koło stołu i ściany oklejone papierem w duże ciemnożółte liście.
Gdy Klaudyusz stanął we drzwiach, wszystkie twarze zwróciły się ku niemu, lecz na każdej z nich inny malował się wyraz. Ludzie, należący do średnich warstw społecznych, nie starają się tak usilnie o ukrywanie swych sympatyi lub antypatyk tkwiące w człowieku zwierzę, jest tu mniej uswojonem, mniej obezwładnionem przez konieczność ciągłej, kłamanej uprzejmości. Emilia podała Klaudyuszowi ręką z uśmiechem i szczęściem na ustach, z wyrazem radości w oczach; w całej jej postawie widniało — szczere zadowolenie, z jakiem witała gościa, będącego prawdziwym przyjacielem jej brata.
— Nieprawdaż, jak mu pięknie w tem ubraniu? — zapytała Klaudyusza, zanim ten zdołał ukłonić się i usiąść przy stole.
Istotnie też Ireneusz przedstawiał w tej chwili skończony typ przystojnego młodzieńca — a gatunek ten nie często w Paryżu widzieć się daje. Dwudziestopięcioletni autor „Sigisbeusza“ zachował był świeżość cery, czoło bez zmarszczek i blask oczu, świadczących o czystości jego serca i o nienadwerężonym organizmie. Był on uderzająco podobnym do Alfreda de Musset, jakim sławnego