Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I ona mnie kocha, ale nie przebaczy mi nigdy, żem na niej wymógł wyznanie tego uczucia!... — myślał Ireneusz.
Uwierzył naiwnie, że jego anioł odleciał z postanowieniem niepowrócenia więcej, a wiara ta pochłaniała wszystkie siły jego umysłu. Jakimże sposobem skłonić do zaniechania powziętego zamiaru kobietę, która była tak szczerą, że nie umiała utaić swego uczucia, lecz tak uczciwą, że uczucie to poczytywała za zbrodnię? Stawała mu teraz przed oczyma twarz jej przerażona i oczy łzami zamglone. Pogrążony w bolesnej zadumie, prosto szedł przed siebie; nieznośną mu była teraz myśl spotkania kogokolwiek, chociażby nawet najukochańszej swej powiernicy, Emilii. W siadłszy do dorożki, kazał jechać za rogatki, w stronę Saint-Cloud. Rozkaz ten wydał woźnicy machinalnie, przypomniawszy sobie, że Zuzanna opowiadała mu o wycieczce, którą dzieckiem będąc odbyła z koleżankami do Saint-Cloud.
Wysiadłszy z dorożki, z żywem uczuciem zadowolenia udał się w głąb lasu. Zeschłe liście szeleściły za każdem jego stąpnięciem; nad głową jego mroźny wiatr gnał szybko ciężkie, zimowe chmury. Od czasu do czasu, przez gęstwinę szarych pni i bezlistnych gałęzi, spostrzegał posępne zwaliska starego zamku i zwierciadlane wody stawu, po któ-