Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go pani jest smutną? — żywo zapytał Ireneusz, uderzony zmianą wyrazu tej ślicznej twarzyczki.
— Jesteśmy na dobrej drodze! — pomyślała Zuzanna w chwili, gdy odpowiadała głośno:
— Nie mówmy o tem. Czyż moje zmartwienia mogą obchodzić pana?
— Jakto? Czy pani możesz przypuszczać, że jesteś mi zupełnie obojętną?
— Obojętną... nie — odparła smutnie potrząsając głową — ale pożegnawszy się ze mną, zachowasz pan o mnie takie tylko wspomnienie, jakie zostawia nam sympatyczna osoba, którą poznaliśmy przypadkowo a o której jutro zapomnimy już może.
Nigdy jeszcze nie wydawała się Ireneuszowi równie piękną jak w tej chwili, kiedy zręcznemi słowami starała się go zachęcić o tyle, o ile jej pozwalała obawa, by zbytnią śmiałością nie zniweczyć zamierzonego planu. Patrząc przed siebie tęsknym, rozmarzonym wzrokiem, zdawała się nie spostrzegać, że młody człowiek ujął zlekka jej rękę. Może istotnie nie zwróciła na to uwagi? Niektóre kobiety posiadają przedziwną zdolność udawania, że nie spostrzegają zbytniej poufałości, jakiej się mężczyzna względem nich dopuszcza. Ireneusz przycisnął do serca drobną rączkę ą widząc, że Zuzanna nie stawia mu oporu, odezwał się głosem, przyciszonym ze wzruszenia raczej niż ze względów ostrożności: