Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypomniała sobie teraz namiętne pociski, miotane przez barona na przedstawicieli ruchu literackiego. Pociski te, z których tak serdecznie śmiała się zazwyczaj, przejmowały ją teraz oburzeniem i wzbudziły w niej chęć nadania postępowaniu swemu kierunku wprost przeciwnego temu, jakiegoby sobie życzył „poczciwy przyjaciel“.
Roztargnienie jej było tak widocznem, że nie uszło uwagi panny służącej, która w godzinę potem dzieliła się z lokajem swemi wrażeniami, mówiąc:
— Coś się musiało stać naszej pani? Czyżby pan dowiedział się o wszystkiem?
A tymczasem, Zuzanna, roztargnieniu temu oprzeć się nie mogła ani podczas obiadu, ani w powozie wiodącym ją do teatru, ani podczas przedstawienia, do chwili, w której pani Ethorel zagadnęła ją słowami:
— Niech pani spojrzy, w krzesłach na prawo, tu obok drzwi korytarza, stoi jakiś pan, który na chwilę nie spuszcza z oka naszej loży... Zdaje mi się, że to pan Vincy?
— Ten poeta, którego hrabina wzięła pod swą opiekę? — z udaną obojętnością spytała Zuzanna.
Teraz dopiero, przykładając do oczów kosztowną lornetkę, będącą także darem barona, przypomniała sobie, że podczas bytności Ireneusza, wspominała o zamiarze spę-