Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! to pan, panie Larcher z — radością zawołała służąca — tak, mój pan ubrał się już i wygląda ślicznie, jak cherubinek... Zastanie pan całe towarzystwo w jadalnym pokoju... Zaraz, zaraz, pomogę panu zdjąć futro... Ach! Jezus Marya! toż to dopiero ciężko dźwigać takie futrzysko na grzbiecie....
Poufałość dziewczyny służącej „do wszystkiego“, sprowadzonej przez pana Fresneau z rodzinnej jego wioski w Auvergne, od lat piętnastu gospodarującej w tym domu jak u siebie — bawiła zawsze Klaudyusza. Należał on do ludzi, uganiających się za prostotą obejścia — bodajby rubaszną nawet — dlatego może, że prostota ta pozwala mu znaleźć odpoczynek po suchej i nużącej pracy umysłowej. Śmiał się serdecznie, gdy Franciszka wydawała swój sąd o jego pracach literackich, albo z przedziwną naiwnością wyrażała obawę, by jej nie przedstawił w której ze swych sztuk dramatycznych, albo wreszcie używała w rozmowie wyszukanych wyrażeń, które zasłyszawszy od państwa, powtarzała następnie, przekręcając w najdziwaczniejszy sposób. Wychwalając niezmordowaną pracowitość swego pana, twierdziła, że „identifryzuje się on ze swymi bohaterami“ a Klaudyusz, śmiejąc się dorozpuku, spisywał te i tym podobne brednie, w jednym ze swych notatników, w którym zbierał mate-