Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wznieść po nad poziom swego otoczenia? Czyż harmonia taka nie istnianiała u pani Moraines? Takie było przynajmniej pierwsze wrażenie, jakiego na jej widok doznał młody poeta, który teraz z najwyższą rozkoszą, usiłował poprzeć rozumowaniem trafność tego wrażenia.
Tak, piękna Zuzanna, której obraz unosił się wciąż przed oczyma jego wyobraźni, umiała nęcić ku sobie podwójnym urokiem: wdziękiem ruchów i stroju przewyższała Colettę, wdziękiem serca dorównywała Rozalii. Taką a nie inną być ona musiała, tego dowodziły wymownie wytworne jej ruchy, srebrzysty dźwięk głosu i urok, jakim tchnęła jej rozmowa.
Ireneusz myślał, marzył i szedł wciąż dalej, jak człowiek śniący na jawie i obojętny na wszelkie z zewnątrz przychodzące wrażenia. Dopiero skręciwszy na ulicę Antin, ocknął się z tego uczuciowego somnambulizmu i spostrzegł, że bezwiednie skierował swe kroki w stronę dzielnicy, w której mieszkała kobieta, stanowiąca od rana ostateczny cel wszystkich jego marzeń.
Uśmiechnął się mimowoli, przypomniawszy sobie, że niegdyś odprawiał istne pielgrzymki na ulicę Murillo, na której wówczas mieszkał Gustaw Flaubert. Jakże odległą wydała mu się teraz epoka, kiedy