Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pojednania, w których wraz z pamięcią o doznanej krzywdzie, ginie i godność człowieka.
— Ach! to ty, kochaneczku! — wesoło zawołała Coletta, podając rękę nowoprzybyłemu — przybywasz w samą porę, aby mnie ochronić od kary cielesnej. Gdybyś wiedział, jaki Klaudyusz jest niedobry, chciał mnie wybić... Zaprzecz temu, mój kotku — dodała grożąc palcem kochankowi zaprzecz, jeśli śmiesz...
I zręcznym ruchem, uwydatniającym wysmukłość jej kibici — gdyż jak sama utrzymywała, nigdy prawie nie nosiła gorsetu — podniosła się z kanapy, oparła główkę na ramieniu Klaudyusza i włożyła mu w usta papieros, który sama przed chwilą palić zaczęła.
Nieszczęśliwy człowiek rzucił na młodego przyjaciela błagające i pełne wstydu spojrzenie a gdy przeniósł wzrok na Colettę, dwie ciężkie łzy stoczyły się po jego policzkach. Ale dziewczyna stawała się coraz zalotniejszą: przytuliła się jeszcze bliżej do kochanka i zarzuciwszy mu ręce na szyję zdawała się czatować, czy w oczach jego nie zabłyśnie ogień namiętności, który sama wzniecać się starała i ryzyskiwała zręcznie a umiejętnie.
Ireneusz, który nieraz już będąc świad-