Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się do uczucia upojenia na widok bogactwa, nie będzie położonem na karb jego plebejuszowskich przyzwyczajeń. Starał się udawać, że dokładnie zdaje sobie sprawę z doznanych wrażeń, po części aby uspokoić Rozalię i oszczędzić je przykrości, po części zaś, aby we własnych oczach usprawiedliwić swe postępowanie. Jakże często ludzie a zwłaszcza literaci, przywykli do życia podwójnem niejako życiem moralnem — sądzą, że zasługują na przebaczenie popełnionych błędów dlatego, że je szczerze wyznali... Ireneusz, stając napozór w obronie Klaudyusza, otwarzał właściwie wiernie obraz własnych swych uczuć z odcieniem ironii, który mógłby wprowadzić w błąd każdego, kto obserwuje mniej bacznie niż kochająca narzeczona. Szydził z nieśmiałości młodych artystów, twierdząc, że każdy z nich podobnym jest w salonie do „snoba“, objaśnił słuchającym go kobietom znaczenie tego angielskiego wyrazu, ale jednocześnie czynił w myśli tysiące drobnych spostrzeżeń i porównań, którym od dnia wczorajszego oddawał się ustawicznie. Najbardziej askrawą wydała mu się różnica między damami, poznanemi w salonach hrabiny Komof — pięknemi różami, wypielęgnowanemu starannie w cieplarnianej atmosferze salonów — a tą dziewczyną ubogą, bladą, z włosami