Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

klucz w zamku i podążał do swego pokoju z roskoszą, przeciwstawiając w myśli świat, z którego powracał, ze światem, do którego teraz wstępował. Czyż przeciwstawienie to nie potęgowało radości, przepełniającej mu serce pierwiastkiem poetycznej fantazyi?... Pomimo silnego wzburzenia myśli i uczuć, młody poeta — będący w wieku, w którym wynagrodzenie ubytku sił fizycznych, uskuteczniać się winno bezwzględną regularnością — usnął natychmiast snem tak głębokim, że nie umiałby następnie powiedzieć, czy śnił tej nocy o przepychu i bogactwie, czy o grzmiących w sali oklaskach, czy też o jasnych włosach i pięnych łzami zamglonych oczach pani Moraines...
Obudziwszy się nazajutrz koło dziesiątej rano, Ireneusz otworzył oczy, zdziwiony głęboką ciszą, panującą wokoło. Promienie słońca nie mogły przedostać się do pokoju przez zapuszczone rolety i szczelnie zamknięte okienice; nie słychać też było ani gwaru ulicznego, ani hałasu towarzyszącego zwykle rannym zajęciom domowym, a sprawianego ciężkiemi krokami służącej, trzepaniem i czyszczeniem mebli, lub przygotowywaniem do śniadania. Gdy spojrzawszy na zegarek, przekonał się, jak późna już była godzina, przesłał myślą serdeczne podziękowanie jedynej istocie, od której nigdy w życiu nie miał doznać