Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzeczywistej, rodowej arystokracyi, uniknąłby niebezpiecznych widziadeł rozgorączkowanej wyobraźni, stawiającej mu teraz przed oczyma twarz i każdy ruch pięknej Zuzanny. Przypominał sobie, że tem imieniem hrabina żegnała panię Moraines, która zarzuciła na siebie okrycie podbite białem, puszystem futerkiem. Pamiętał, że wsiadając do powozu spojrzała w jego stronę z przyjaznym na ustach uśmiechem. Widział wciąż przed sobą spojrzenie, jakie przy stole utkwiła w jego twarzy, sposób, w jaki otwierała klasycznie zarysowane usteczka. Każde ze słów, wypowiedzianych przez tę kobietę, było mu dowodem, że dusza i ciało, stanowią zupełną harmonię, podobnie jak piękność jej odpowiadała w zupełności ramom, w których ją ujrzał młody poeta. Zajęty podobnemi myślami, przebiegł niepostrzeżenie przestrzeń, wynoszącą nieledwie trzecią część Paryża. Nie widział ani nieba nad głową, ani ruchliwych ciemno szafirowych fał Sekwany, ani latarni gazowych, których długie szeregi światła nadawały ulicom pozór alei, ciągnących się bez końca.
Ludzie, dla których poezya stanowi wyłączny cel życia, ulegają niekiedy dziwnemu stanowi ducha, którego ściśle określić niepodobna, lecz który możnaby nazwać stanem lirycznym: jestto jakby przedwczesne