Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jest tą samą, choć różne kształty przyobleka.
Niech was więc nie łakomstwo, ale ludzkość wzruszy
I nie płoszcie zabójstwem pokrewnej wam duszy;
Ja, prorok, wam to mówię: nie żyjcie posoką!
A że się już na głębię puściłem szeroką,
Wiatrom podaję żagle. — Nie stoi nic w mierze,
Wszystko płynie na świecie i kształt nowy bierze.
Jak rzeka, w takim biegu upływają wieki;
A że nic nie zatrzyma toczącej się rzeki,
Tak nic czasu nie wstrzyma. Jak w rzece bałwany
Jeden drugiego ściga i sam jest ścigany,
Tak godziny gonione za drugiemi bieżą,
A my mamy przed sobą chwilę zawsze świeżą.
Bo co było, minęło; co nie było, wschodzi
I dzień każdy zdarzenia odmienne wywodzi.
Noc, swój czas wysłużywszy, do światłości dąży,
Słońce po czarnej nocy w świetnym blasku krąży.
Inszy jest kolor nieba, gdy świat w śnie spoczywa,
Inszy, gdy się blask ranny dopiero dobywa,
Inszy wreszcie, gdy zorza, z sklepionej przestrzeni
Słońce wyprowadzając, niebo zarumieni.
Sam boski krąg słoneczny, gdy na świat się zjawia,
Rumiany jest i wtedy, gdy się w morze spławia,
Na szczycie najświetniejszy, bo tam niebo czyste
I z daleka omija zakały ziemiste.
Nocnej nawet Dyany niestateczna postać,
W zakresie raz widzianym nie może się ostać:
Rosnąc, w szczuplejszym kręgu dziś, niż jutro, błyska;
Większą jest dziś, niż jutro, gdy swój obwód ściska.
A z rozdziału pór roku samiż nie widzicie,