Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Myśli, co ma uczynić; przystępu jej broni
Liczny orszak przyboczny i tłumny zgiełk koni.
»Nie ujdziesz, choćby ciebie wiatr porwał w tej chwili,
Chyba że mię już czarów umiejętność myli,
Że sama nie znam siebie, lub że z ziół moc znika«.
Rzekła i czczy w powietrzu stwarza obraz dzika;
Ten, ledwie się królowi pokaże i minie,
Każe mu Cyrce zaraz zaszyć się w gęstwinie,
Tam, gdzie bór najczarniejszy, gdzie koń dojść nie może.
Mniemanego odyńca król ściga po borze;
Ze zziajanego konia w daremnej nadziei
Zeskakuje i pieszo błąka się po kniei.
Cyrce zaczyna modły i zwodnicze czary,
Błaga nieznane bóstwa nieznanemi dary,
Których moc zdoła zgasić bladego księżyca,
A nawet i słoneczne może zaćmić lica.
Gdy tak z czarnoksięskiemi rozwodzi się śpiewy,
Zgęszcza się niebo, mgliste podnoszą wyziewy:
Orszak na oślep błądzi i król niema straży.
Wtem Cyrce z pośród cieniów wyniść się odważy.
»Na twe oczy, co — rzekła — dziś władną w mej duszy,
Zaklinam, niech miłości bogini cię wzruszy!
Tego, co świat przegląda, słońca zostań zięciem:
O, nie gardź, najpiękniejszy, mej ręki przyjęciem!«
— »Ktokolwiek jesteś — krzyknie młodzieniec z zapałem —
Ja twoim być nie mogę: innej przysięgałem,
Z inną chcę żyć do zgonu. U mnie bez ponęty
Jest każda inna miłość za życia Kanenty!«
Tytanka[1], gdy go próżno błagała goręcej,

  1. »Tytanka« — córka Tytana, słońca (Heliosa).