Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mnie się nie lękasz: ojca[1] na kole obroty
Do zakazanych ślubów niech ujmą ochoty!
Nie ujdziesz, choćby klacz twa, jak wicher, leciała!
Nie dogonię cię nogą: dogoni cię strzała«.
Ledwo rzekł, zaraz skutek za groźbą pośpieszył
I grzbiet pierzchającego ostrą strzałą przeszył.
Przez piersi wyszło ostrze, a z obojej rany
Wytryska jad lernejski, hojnie z krwią zmieszany.
Wyjąwszy grot zatruty, swej śmierci przyczyny
»Przynajmniej — mówi centaur — nie bez pomsty zginę«.
I daje brance szatę ze krwią jeszcze ciepłą.
Ręcząc, że wzbudzi miłość choćby jak zakrzepłą.
Wielkie dzieła Alcyda i rozgłośna chwała
Zgasiła gniew macochy i świat zadziwiała.
Przez wdzięczność Jowiszowi gdy ofiarę składa
Zwycięsca Echalji, gwarna wieść przypada,
Co zawsze fałsze z prawdą wytrębuje głośnie
I z niczego przez własne kłamstwa nagle rośnie,
Głosząc, że syn Alkmeny płonie ku Ioli.
Uwierzy Dejanira, dotkliwie ją boli
Nowa miłość Alcyda; straciwszy nadzieję,
W łzach rozpływa nieboga. »Lecz czemuż łzy leję?
— Zawoła — Łzy te będą Ioli uciechą.
Spiesz się, póki nie stanie jeszcze pod twą strzechą
I miejsca nie zabierze. I cóż mam przedsiębrać?
Czy się skarżyć, czy milczeć? Czy litości żebrać?
Wrócić do Kalidonu, czy tu na nich czekać?
Nie, siostrze Meleagra nie przystało zwlekać!
Zadławiona kochanka niech światu obwieści,
Ile może obraza, ile gniew niewieści«.

  1. Iksyona.