Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo czyż ten, co ją porwał sposobem zdradzieckiem,
Wart twego dziecka — bo już nie jest mojem dzieckiem?«
— »Wspólne mamy — rzekł Jowisz — o dziecię staranie;
Lecz dając rzeczy każdej prawdziwe nazwanie,
Nie gwałt, lecz miłość widzę w tym Plutona czynie.
Zięć taki będzie chlubą nam i Prozerpinie.
Zezwól! Choćby nic nie miał: jest Jowisza bratem.
Czyliż nie dość tej chwały? Włada trzecim światem,
Mnie losem tylko uległ. Lecz gdy dręczy ciebie
Chęć rozwodu, niech stanie Prozerpina w niebie,
Zezwalam, byle w piekłach nie tknęła potrawy,
Bo takie są niezmienne srogich Park ustawy«.
Rzekł; Ceres się spodziewa córki, lecz nie zgadła,
Co gotują wyroki, bo córka już jadła.
Gdy bowiem po przepysznym błąka się ogrodzie,
Z obciążonego drzewa granat rwie w przechodzie
I siedem jąder wyssie. Podziemnej krainy
Jeden z mieszkańców widzi ten czyn Prozerpiny,
Askalaf, co go Orfne i Acheron rodzi,
Widzi, wypaple, drogę do nieba zagrodzi.
Oburzenie przejmuje Erebu królowę;
Więc Flegetońską wodą skrapia świadka głowę:
Zaraz dziób ostry, pierze i z żółtemi skrzydły
Oczy dostał ogromne ten potwór obrzydły.
Nabrzmiała głowa, długie wyrosły mu szpony,
Ledwie wzbija się w górę gnuśnemi ramiony.
Jest z niego ptak szkaradny, żałością przenika
Leniwy puhacz, straszny wieszcz dla śmiertelnika.
Ten wziął karę za swoją osławę zbrodniczą;
Lecz skąd wy, Achelojdy, mając twarz dziewiczą,
Zyskałyście od ptaków skrzydła nieodmienne?