Strona:PL Ossendowski - Rudy zbój.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziatkom, szczególnie najmłodszej córeczce — Ostrokiełce… Ale cóż ja miałam robić, dobry mój chłopusiu? Pomyśl tylko! Byłam na łowach, by zdybać zająca dla moich lisiątek… ach, jakie one były śliczne — złotorude i puszyste, a wesołe i figlarne! Wyprowadzałam je z nory, kładłam się pod krzakiem kaliny i przyglądałam się im, gdy się goniły, skakały, piszczały i koziołkowały… A potem… Ach! Gdy tropiłam w lesie szaraka, do nory naszej zakradła się kuna! Ty nie znasz jej… Taka stara, drapieżna, zła kuna… Zwęszyła, że nie ma mnie w domu, więc wźlizgnęła się do nory, poraniła mi moje lisiątka, a Ostrokiełce poszarpała brzuszek… Zagryzłaby wszystkie, lecz posłyszała, że wracam, i umknęła.
Liszka wydała przeraźliwy jazgot i głową uderzyła o deski klatki. Jędrek zrozumiał, że to rozpacz zmusiła ją do tego, i jeszcze bardziej żałował biednej rudej matki pogryzionych przez kunę lisiątek. Liszka uspokoiła się nieco i opowiadała dalej ponurym, zgrzytliwym zawodzeniem:
— Długo chorowały moje maleństwa, bo jadowite ma zęby stara rozbójnica — kuna! Przez kilka dni zalizywałam drobiazgowi głębokie rany, przynosiłam zioła i korzonki, aby leczyć biedactwa. Wreszcie wszystkie lisiątka przestały gorączkować i ję-