Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
14

Nie czuły ani głodu, ani zmęczenia, ale Maniusia też nie myślała wcale o śnie i jedzeniu.
Zdawało jej się, że dopiero co odleciała z łąki, gdzie codziennie chodziła z mamusią i braciszkami na spacer.
Tymczasem klucz ptaków przelotnych już cały dzień był w drodze.
Gdy słońce stało się czerwone, a ziemia — liljowa, dziewczynka zawołała radośnie:
— Morze! Morze!
Boćki wtórowały jej przeciągłym klekotem:
— Morze! Morze! Morze!
Stary bocian, prowadzący cały klucz, zatrąbił głucho.
Boćki, krążące nad brzegiem morza, powoli i ostrożnie opuszczały się na łachę.
Gdy długiemi nogami dotknęły ziemi, Maniusia ześlizgnęła się ze skrzydeł ptaków i zaczęła skakać po piasku.
Morze falami swemi lizało łachę, wyrzucając na nią śliczne, różowe, żółte i zielone muszle, brunatne wodorosty i małe, okrągłe raki­‑kraby, które śmigały chyżo pomiędzy kamykami.