Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeczucie nakazywało mu czujność i głęboką rozwagę.
Leciał teraz, machając skrzydłami tak, aby zmniejszyć rozpęd lotu.
Musiał dokładnie rozejrzeć się i poważnie namyślić.
Wbił ostry wzrok w morze, chcąc zrozumieć, jak jest szerokie, i ile mu czasu zabierze przelot nad siwemi falami.
Nie dostrzegł jednak brzegu, więc postanowił wylądować.
Obawiał się lecieć w nocy, nie ufając jeszcze sprawności skaleczonego skrzydła.
Cicho, bez klekotu opuścił się na piaszczysty brzeg i zamierzał napić się wody.
Na niski brzeg co chwila z szumem i pluskiem wbiegały fale.
Bociek, zaczerpnąwszy wodę dziobem, natychmiast wylał ją zpowrotem.
Poczuł słono-gorzki, gryzący smak i pomyślał sobie:
— Całe szczęście, żem się napił porządnie z potoku górskiego!
Ostrożnie stąpając, szedł brzegiem.
Morze wyrzuciło na piasek obfite pożywienie.