Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przebiegłszy kilku kroków, poderwał się z ziemi i poleciał.
Z trudem teraz machał prawem skrzydłem i parę razy ledwie, że nie runął na ziemię.
Doleciał jednak jakoś i stanął w gnieździe.
Zaczął oglądać bolące skrzydło.
Spostrzegł skrwawione pióra i dostał zawrotu głowy.
Nie wiedział bociek, że myśliwy, strzelając do kuropatw, niechcący zranił go.
Dwa ziarnka śrutu przebiły mu skrzydło i złamały kość.
Rodzice, powróciwszy do gniazda, obejrzeli synowi skrzydło i coś tam w niem pomajstrowali.
Bardzo to bolało boćka, lecz zniósł cierpliwie.
Stary poleciał po wodę i zlał nią Łobuza, co mu sprawiło ulgę.
Rana już mniej piekła, i gorączka spadła.
Długo jednak jeszcze stał młody bociek w gnieździe i wcale się nie ruszał, przycisnąwszy zranione skrzydło do boku.