Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lu, rzucając, napozór przynajmniej, czar na wielkie, znieruchomiałe węże i straszliwe żmije rogate. Dzikie interwały i jaskrawe dysonanse barbarzyńskiej muzyki czarowały go niekiedy, gdy wdzięk Schuberta, uroczy smutek Chopina i potężna harmonja Beethovena bez wrażenia wpadały do jego ucha. Ze wszystkich stron świata zbierał najdziwaczniejsze instrumenty, jakie tylko mógł znaleźć w grobowcach wymarłych ludów lub wśród nielicznych dzikich plemion, które przeżyły zetknięcie się z cywilizacją Zachodu, i znajdował przyjemność w dotykaniu ich i próbowaniu. Posiadał tajemnicze „juruparis" Indjan z Rio Negro, na które kobiecie nie wolno spojrzeć, a które młodzieniec nawet oglądać może dopiero po postach i pokucie, posiadał gliniane naczynia peruwjańskie, naśladujące donośny głos ptaków, flety z kości ludzkich, jakie Alfonso de Ovalle słyszał w Chile, i dźwięczne, zielone jaspisy, znajdowane koło Cuzco i wydające dziwnie słodkie dźwięki. Miał malowane dynie, które, napełnione żwirem, dźwięczały przy potrząsaniu; długie „clarin’y" meksykańskie, w które się nie dmucha, lecz przez które wciąga się powietrze; głośne „ture'y" plemion z nad Amazonki, w które dmą wartownicy, siedząc po całych dniach na wysokich drzewach, a które słychać podobno na odległość trzech mil morskich; „teponaztli”, z dwoma języczkami drewnianemi, w które uderza się kijami, potartemi elastyczną gumą z mlecznych soków roślinnych; dzwonki Azteków, zwane „yotl", zwisające jak grona winne; i wielki bęben cylindryczny, obciągnięty skórą olbrzymich wężów, podobny do tego, który widział Bernal Diaz, gdy zwiedzał z Cortezem świątynię w Meksyku, i której bolesny dźwięk opisuje tak żywo. Podniecała