Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

necznego, które tak często zalewało jego faliste piękne włosy potokami połyskliwego złota? Co za zgroza! Co za zgroza!
Przez chwilę chciał się modlić, aby straszliwy związek pomiędzy nim a obrazem ustał. Zmienił się on w odpowiedzi na modlitwę; może w odpowiedzi na nową modlitwę mógłby pozostać niezmieniony. Ale któż, znając chociaż trochę życie, wyrzekłby się nadziei pozostania wiecznie młodym, jakkolwiek fantastyczną byłaby ta nadzieja, jakkolwiek niebezpiecznemi mogłyby być skutki? A zresztą, czy było to w jego mocy? Czy rzeczywiście modlitwa sprawiła tę zmianę? Czy nie mogła istnieć także jakaś naukowa przyczyna? Jeśli myśl może oddziaływać na organizm żywy, czyż nie może działać i na przedmioty martwe lub nieorganiczne? Ba, czy rzeczy, leżące poza nami, nie mogą bez udziału myśli i świadomej woli pozostawać we współbrzmieniu z naszemi zachceniami i namiętnościami, przemawiając, atom do atomu, w tajemnej miłości lub dziwnem powinowactwie? Ale co znaczyła przyczyna! Nigdy już nie będzie kusił modlitwą tak straszliwej mocy. Jeśli obraz się zmienia, niech się zmienia. Poco myśleć o tem za wiele?
Będzie dlań nawet przyjemnością obserwować obraz. Będzie mógł śledzić ducha swego na tajemnych ścieżkach. Portret ten będzie dla niego magicznem zwierciadłem. Jak objawił mu pierw jego ciało, tak teraz objawi mu duszę. A gdy dla obrazu nadejdzie zima, on sam stać będzie jeszcze tam, gdzie wiosna drży u skraju lata. Gdy z policzków portretu zczeźnie krew i pozostanie gipsowa maska z ołowianemi oczyma, on sam zachowa blask chłopięcy. Kwiat jego piękności nie uwiędnie. Tętno jego życia nie osłabnie. Jako