Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Harry, — zawołał Dorjan, podchodząc i siadając obok niego, — skąd to pochodzi, że nie odczuwam tej tragedji tak, jakbym pragnął? Nie sądzę przecież, abym był bez serca. A ty jak myślisz?
— Za wiele głupstw popełniłeś w ciągu ostatnich dwóch tygodni, aby mieć prawo do tej nazwy, Dorjanie, — odpowiedział lord Henryk z łagodnym, melancholijnym uśmiechem.
Dorjan zmarszczył brew. — Nie podoba mi się to wyjaśnienie, Harry, — rzekł, — ale rad jestem, że nie uważasz mnie za pozbawionego serca. Bo też nim nie jestem. Wiem, że nie jestem. A jednak muszę przyznać, że wypadek ten nie wzrusza mnie tak, jak powinien. Wydaje mi się on tylko pięknem zakończeniem pięknej gry. Ma całe straszliwe piękno tragedji greckiej, tragedji, w której ja grałem główną rolę, ale nie zostałem zraniony.
— To ciekawe zagadnienie, — rzekł lord Henryk, który z wyrafinowaną przyjemnością bawił się nieświadomym egoizmem chłopca, — niezwykle ciekawe zagadnienie. Sądzę, że prawdziwe wyjaśnienie jest następujące. Zdarza się często, iż rzeczywiste tragedje życia odgrywają się tak nieartystycznie, że ranią nas przez swą brutalną gwałtowność, przez swą absolutną nieskładność, swoją absurdalną bezsensowność, zupełny brak stylu. Wzruszają nas one, jak nas wzrusza wulgarność. Sprawiają wrażenie nagiej, brutalnej siły, przeciw której się buntujemy. Niekiedy jednak w życiu naszem przytrafia się tragedja, zawierająca artystyczne pierwiastki piękna. Jeśli te pierwiastki piękna są prawdziwe, całość działa tylko na nasz zmysł dramatyczny. Nagle spostrzegamy, że nie jesteśmy już aktorami, lecz