Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

twojej łzy? W sercu? W tej — jak raz powiedziałaś — sprężynie ludzkich czynów i ranie ludzkiej piersi, którą jest serce? Czy tak? Czy nie powiesz mi o tem — nic a nic?
Mów do mnie. Co robisz o tym smutnym jesiennym już zachodzie słońca?
Jakimi szlakami chodzą myśli twoje i twoje sny? Czy rąbkiem choćby takim, jaki teraz obrzeża złotą nicią chmurę ogromną zachodu, zaczepiają o mnie?

XXIII.
Krasowce.

Co robiłam o tym smutnym, jesiennym już zachodzie słońca? Pragnę opowiedzieć, i waham się, i nie śmiem dotknąć słowem tego, przed czem myśl zatrzymuje się zdumiona. A jednak taka zapanowała nade mną potrzeba otworzenia duszy i tak zimną, twardą jest obręczą ten mus wiecznego milczenia, że... opowiem.
Nie zawsze tylko pociąg do przyrody i potrzeba użycia przyjemności jedynej, która mi jest dostępną, wyprowadzają mię w świat zjawisk dziwnych i dzikich; ale niekiedy czynią to również przyczyny zupełnie powszednie. Z przyczyn zupełnie powszednich znalazłam się przed paru dniami nad brzegiem Wielkiego Nikaru. Są tam w pobliżu jakieś drzewa do mnie należące, które w celach gospodarskich oglądał uczony technik, umyślnie dlatego sprowadzony z daleka; jest w straży leśnej chory ojciec strażnika, który pragnął wyrazić przede mną jakąś ostatnią swą prośbę czy wolę, i jest dziewczyna młoda, którą pora mi już wziąć do Krasowieckiej szkoły szycia i haftów. Słowem, dzień cały spędziłam na rozmowach z uczonym technikiem i wśród budniczej rodziny leśnego stróża, aż droga powrotna przywiodła mię w miejsce mało mi dotąd znane, a o którem tobie, przyjacielu, nigdy jeszcze nie mówiłam.
Czy znasz dnie takie, w których człowiek, ciężko o naj-