Strona:PL Orkan - Warta.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Byliby mie byli na wojenkę wzieni,
Kiebych był nie uciek z komory do sieni“.

Niechętnie dawano się łapać. Złapanego bowiem brano, jak więźnia, strzyżono, zapinano w białe kamasze i kabat i posyłano w dalekie, obce „taljańskie kraje“ abo do Niemiec, na ciężkie przeprawy. Służba trwała lat dwanaście; gdy który wracał po latach do domu, to kaleką lub steranym już dziadem.
Nawykłym do swobody Podhalanom nie w smak była taka poniewierka. Już i duma żołnierska, wmawiana obcym językiem, nic ich nie przyniewalała. Dziękowali za nią pieknie.

„Cysarzu, cysarzu, wielkomozny panie,
Dałeś mi sabelkę — na.... bych ci na nię“.

Przed „łapaczami“ uciekali, jak jeno który mógł: oknem, sienią — kryli się po piwnicach, po lasach — a schwytani, dezerterowali i, bojąc się zostać we wsi, uchodzili w góry. Spadali stamtąd, jak jastrzębie głodne, na bogate dziedziny „uherskie“.

„Kiedy sie rusymy z Tater do Budzina,
To sie napijemy uherskiego wina“.

Tropiono ich po górach, po kryjówkach skalnych, nieraz całe oddziały huzarów zapuszczały się w Tatry za nimi. Wójtowie na węgierskiej stronie, t. zw. „rychtary“, mieli surowo przykazane pomagać władzy przy chwytaniu onych, co też i wykonywali, jak w pieśniach słyszymy.