Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przynosi. Również w Gdyni, na plaży samej nad wodą, rozbiły namioty pod wodzą kierowników swych kolonje dziatwy szkolnej, która tu miała przez ciąg całych dni wszystko wymarzone: kąpiel, słońce, swobodę i pole piasku.
Na tegoletnie wywczasy, a bardziej jeszcze dla poznania polskich wybrzeży Bałtyku zjechało z różnych stron Polski sporo rodzin i osób — za mało, jak na tylomiljonowy naród. Szwajcarzy liczniej w świąteczne dni jeziora swoje odwiedzają. Zapewne odstraszył wielu brak mieszkań, trudność komunikacyjna. Z rodzin, które tu przybyły, jedne znalazły pomieszczenie zawodne w „kurhauzach“, inne w willach prywatnych: w Orłowie, w Gdyni, w Kacku, w Chylonji, w rybackich wsiach: Wsi Wielkiej, w Jastarni, na Helu, a nawet w oddalnej Karwi. Różnym różnie tu było. Lecz wszelkie niedogody i braki chłonęło, a odpłacało tysiąckrotnie pogodną cierpliwość stuobliczowem pięknem swojem — morze...