Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pas próbować, bo choć mocniejszy, krzywdę lubiał czynić.
Obiad jedli pospólnie, a potem z wołmi szli krajami, aby się na noc napasły.
I Wojtusiowi mignął dzień jak we śnie.
Odłączywszy swoje woły, gdy na wieczór do dziedziny zeszli, gnał je ku ojcowskiemu osiedlu i rozwijał w pamięci barwne wstęgi dnia. Jeszcze na oczach stały mu obrazy, śnione w słońcu — jeszcze w sercu czuł radosne szczęście — jeszcze w uszach dzwonił mu śmiech Kasi. Ten śmiech przedziwny, pełen barw i dzwonków cudnych.
Pewny był, że do niego radziej śmiała się, niż do innych. I nie było we śmiechu jej drwienia, jakiego innym nie skąpiła...
Jeden cień ino... Zauważył przelotnie u niej jakieś porozumienie oczami z Jędrkiem Z doliny i uśmiech inszy... Ale to pewnie przezdało mu się tylko.
Z błogością myślał, że jutro, pojutrze będzie znów widział te oczy, wesela pełne, i ten darzący śmiech.

IV.

Pogoda przez resztę sierpnia trwała. Wnet pokoszono pozostałe łąki i suszono wilgne jeszcze siano.