Strona:PL Or-Ot - Śpiąca królewna (1900).djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry, bo ze strachu wszyscy marli, gdy wyciągnął smok pazury. Płomienistym swym oddechem, jak trucizną ich zabijał, potem złaził i rycerzom purpurową krew wypijał.

Gdy się o tem wieść rozeszła to już niechciał nikt próbować, by królewnę urodziwą z jej zaklęcia odczarować. Tak się każdy lękał smoka, że omijał zamek zdala, a tu lata za latami biegły szybko jakby fala.
Aż gdy cały wiek przeminął nad wieżami złocistemi — o królewnie się dowiedział pewien książę z obcej ziemi.
Książe piękny był i młody a odważny jak nikt w świecie, więc pomyślał: zwalczę smoka, przecież ze mnie już nie dziecię.
I osiodłał siwka swego, miecz wziął dobrze naostrzony, zmówił pacierz, przeżegnał się i wyruszył w obce strony.
Jedzie tydzień, jedzie drugi, aż nareszcie raz wieczorem widzi wieże w oddaleniu za ogromnym gęstym borem, bór ten wielki rósł na górze co sięgała aż za chmury, a zwysoka było słychać dzikiej bestji ryk ponury. Lecz się rycerz nie zatrwożył i ochoczo jedzie dalej, bo pomyślał że królewnę z tego czaru on ocali. U stóp