Przejdź do zawartości

Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— „O! to mi model! — krzyknął wreszcie Flecik —
O! to mi będzie przepyszny portrecik!
Lecę malować! Lecę!... pędzę!... biegę!...“
(Tu pan Hijacent mrugnął na kolegę)...



VII.

Flecik wziął kredkę — i już papier brudzi,
Rysując postać najgrubszego z ludzi —
Zaś miał pan Jacek strój nie na salony:
Skarpetki jeno — oraz kalesony...

Kiedy Hijacent robi jakąś grupę
Kolega złożył ubranie na kupę,
Pięknie zawinął, zawiązał szpagatem
Spodnie, palito i kurtkę z krawatem.

Potem, ukradkiem, syknął na Flecika,
Potem podskoczył, jakby dostał bzika,
Potem się wymknął tak zręczny, jak łania,
Drzwi zaskrzypiały... Niema już ubrania!



VIII.

Pan Flecik rzeknie: — „Niech się pan ubiera,
Już mam wyborny szkic na bohatera,
Dziękuję panu! Obraz będzie świetny!
No! odziewaj się, majsterku sławetny!“

Wstał pan Jacenty, a w tem wrzaśnie: — „Panie!
— Gdzie tamten drugi?... gdzie moje ubranie?
Jakże ja wrócę?!... To rzecz niebezpieczna!
Przecież ulica to nie kąpiel rzeczna!

Gdzież on się podział? Powiedz pan choć słówko!“
— „Gdzie? — Pewnie robi interes z „Wołówką!“