Przejdź do zawartości

Strona:PL Oppman Artur - Monologi II.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JAKO MŁODZIANEK PEWIEN SPORTEM CHCIAŁ SIĘ

PODWICE ZALECAĆ
i jaki był onych zalotów skutek.



Był raz pewien gach,
Kochliwy aż strach,
Co na dziewkę pojrzy którą
Zaraz wzdycha tak ponuro
I powiada: Ach!

Raz ci owy chłop
Szedł za jedną w trop,
Oczy miała jak niebiosy,
Chód gazeli, a zaś włosy,
Jako zboża snop...

Zryzykował więc
I na klęczki bęc!
Wlot za łapkę dziewkę chwyci,
(Szkoda że go w tej pozycyi
Nie podpatrzył Lenc!)

Panna woła: — Wstań!
Aż jej dryga krtań