Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nad kominem w izbie na przodzie. Jabym z tobą chciał pomówić mój drogi, chciałbym z tobą pomówić.
— Dobrze, dobrze, — odparł Oliwer. — Pozwólcie, żebym z wami modlitwę zmówił. Pomódlcie się wraz ze mną. Uczyńcie to,.... błagam was! ach uklęknijcie wraz ze mną, a będziem z sobą rozmawiać, aż do jutra rana.
— Nie tu, nie tu! na dworze! — odpowiedział Żyd, popychając chłopca przed sobą ku drzwiom, i spoglądając okiem błędném po nad jego głowę. — Powiedz im, żem ja usnął,.... oni tobie uwierzą. Jeżeli to uczynisz, co ci mówię, to mię ztąd będziesz mógł uwolnić. Teraz! teraz!
— O Boże! przebacz temu nieszczęśliwemu człowiekowi! — zawołał chłopczyna rozpłakawszy się rzewnie.
— Tak,.... tak,.... to dobrze;.... to jest środek najlepszy! — mruczał Żyd. — To nam najlepiéj pomoże. Najprzód te drzwi! Niezważaj wcale na to, chociaż będę drżał i chwiał na nogach, gdy sienią iść będziemy; ty biegaj co sił.... Teraz!.... teraz.... teraz!
— Czy pan już nie masz co więcéj z nim do pomówienia? — zapytał dozorca.
— Nie, nie mam nic, — odpowiedział Brownlow. — Gdybym się mógł spodziewać, że go do poznania swego położenia przyprowadzić możemy......
— Toby się na nic niezdało, mój panie, — odpowiedział ów człowiek, wstrząsając głową. — Lepiéj pono będzie, gdy go opuścicie.
Drzwi od więzienia się otworzyły, a tamci dwaj dozorujący ludzie weszli.