Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

coraz to bliżéj z krzesłami to siebie przysunęli i za każdym szmerem przerażeni z nich zrywali.
Żaden z nich ani słówka niewyrzekł, a jeźli który się kiedy odezwał, to po cichu, szepcąc; wreszcie tak cicho i spokojnie z przestrachu siedzieli, jakby duch zabitéj po domu się błąkał.
Przez długi czas w tém położeniu zostawali, kiedy się nagle głośne pukanie do bramy słyszeć dało.
— Zapewnie Karolek Bates, — zawołał Kags, obglądając się szybko koło siebie, aby bojaźń odpędzić, która go pochwyciła.
Pukanie do drzwi się powtórzyło. Nie, to nie mógł być Karolek. On nigdy tak mocno do drzwi niestukał.
Crackit zbliżył się do okna, otworzył i wychylił na dwór głowę. Gdy od okna odskoczył, niepotrzebował towarzyszom swoim ani słówka wspominać, kto się dobywa;.... jego twarz wybladła, wylękniona, dostatecznym była zwiastunem. I pies się także ze swego miejsca zerwał i wyjąc ku drzwiom pobiegł.
— Musimy go koniecznie wpuścić, — rzekł biorąc za świecę.
— Czy niema na to jakiego sposobu? — zapytał drugi głosem cichym.
— Nie,.... niema,.... my go koniecznie wpuścić musimy.
— A więc niezostawiaj że nas w ciemności!
Zawołał Kags, zdejmując drugą świecę z kominka, i zapalając ją ręką tak drżącą, że po dwakroć jeszcze zapukano, nim on ją zapalić zdołał.
Crackit zeszedł po schodach na dół, aby drzwi otworzyć i powrócił w kilka chwili do izby w towarzy-