Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

albo też w jakie inne miejsce udała, aby swoję rozmowę tajemniczą z owemi nieznanemi obcemi do skutku przywieść.
Już nawet z rozpaczy kryjówkę swoję opuścić zamyślał, i udać się na górę, aby się za nimi obejrzeć, w tém nagle odgłos stąpania po schodach uszu jego doleciał, a niebawem i głosów, tuż blizko niego już rozmawiających.
Słysząc to, lepiéj się jeszcze do muru przytulił, dech w sobie zaparł, i uważnie nadsłuchiwał.
— Jak się mi zdaje, tobyśmy już dość daleko byli, — ozwał się głos; musiał to być z pewnością głos owego starego Jegomości. — Niemogę tego dopuścić, aby ta młoda panna choćby o krok jeden jeszcze daléj na dół schodziła. Nie jeden byłby i tak daleko za tobą nie poszedł, moja kochana; widzisz tedy sama, żeśmy ci bardzo wiele zaufali.
— Mnie zaufali! — zawołała dziewczyna, która owych nieznajomych w to miejsce sprowadziła. — Jesteś panie, jak widzę, bardzo podejrzliwym,...... ostrożnym. Mnie zaufali! Ale to nic nieszkodzi,.... nic nieszkodzi!
— Powiedzże mi jednak, — ozwał się staruszek nieco łagodniéj, — w jakim celu sprowadziłaś nas w to miejsce? Dla czegóżeś mi niepozwoliła na górze się z tobą rozmówić, tam gdzie jakie takie światło przecież mamy, i ludzie czasami się przejdą, zamiast nas tutaj w tę ciemną i przerażającą otchłań prowadzić?
— Jużem ci, panie, z początku zaraz powiedziała, — odparła Nancy, — żem się bała z tobą na górze rozmawiać. Niewiem co mi jest takiego, — dodała