Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nim ofiarę nieszczęśliwą upatrywał, teraz w nim głównego bohatera widowiska najszczególniejszego i najweselszego widział, a niecierpliwość wielka zaczęła go pożerać w oczekiwaniu téj chwili, która temu szczeremu przyjacielowi jego sposobność nastręczyć miała do rozwinięcia tak wysokich zalet i zdolności swoich.
— Musimy się koniecznie jakim sposobem dowiedzieć, kiedy on przed sądy stawionym będzie, — rzekł Fagin. — Muszę o tém pomyśleć.
— Mamże ja iść się dowiedzieć? — zapytał Karolek. —
— Za nic w świecie, — odpowiedział Żyd. — Czyś oszalał, czyś rozum utracił mój drogi?..... to trzeba wielkiego na to szaleństwa, aby się w to miejsce puszczać, gdzie.... nie, nie, mój drogi, nie!.... na utracie jednego będzie na teraz dosyć.
— Przecież nie myślicie iść sami, jak się mi zdaje? — zarzucił Karolek z uśmiechem żartobliwym.
— Tegoby mi jeszcze brakowało! — odpowiedział, wstrząsnąwszy głową z niewypowiedzianą odrazą. —
— A więc najlepiéj będzie posłać tego nowozaciążnego! — rzekł Karolek, kładąc rękę na ramieniu Noego; — jego tu nikt jeszcze nie zna!
— To prawda, byle tylko on chciał! — zauważył Żyd. —
— Chciał, chciał! — zarzucił Karolek. — Cóż on tutaj ma chcieć lub niechcieć!
— I bardzo wiele, mój drogi, bardzo wiele, wy wiecie, — odparł Noa, cofając się ku drzwiom, i wstrząsając głową z śmieszną niespokojnością. — Nie, nie,