Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hola! kto tam? — zapytał mały, brzydki, garbaty mężczyzna, otworzywszy drzwi tak nagle, iż lekarz omal do sieni nie wpadł jak długi, straciwszy równowagę przez swoje ostatnie i silne do nich uderzenie. — Czego chcecie?
— Czego chcemy? — zawołał lekarz, chwyciwszy go bez wszelkich zachodów, bez wszelkiego namysłu za kołnierz. — Czego chcemy?.... Wiele chcemy, złodzieje! rabusie!
— A może jeszcze i zbójcy, jeżeli mię natychmiast niepuścisz, — odpowiedział garbus ozięble. — Czy mię rozumiesz?
— Rozumiem cię, rozumiem, — odparł lekarz i wstrząsnął nim silnie. — Mów zaraz, gdzie jest,.... niech go piorun trzaśnie, że sobie jego nazwiska łotrowskiego przypomnieć niemogę,.... gdzie jest.... Sikes.... aha! gdzie jest Sikes, ty złodzieju?
Ten niedołęga spojrzał na niego z niewypowiedzianém zadziwieniem i oburzeniem, i uwolniwszy się zręcznie z rąk lekarza, wyzionął okropne przekleństwo i uskoczył do swéj izby.
Nim jednak drzwi za sobą zamknąć zdołał, lekarz wpadł już za nim do izby niewyrzekłszy ani słowa. Za jednym rzutem oka całą izbę zbadał; lecz nic a nic, czy to żywego czy nieżywego, żaden sprzęt, nawet i położenie szafki nieodpowiadało wcale opisowi Oliwera.
— A teraz mów, — ozwał się do niego garbus śmiało, który go dotąd z oka niespuszczał, — co to ma znaczyć, żeś z takim gwałtem wpadł do mego domu? Czy mię chcesz obrabować, albo może zabić?.... Mów, co to ma znaczyć?