Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niech się panna nie boi, nie bardzo jestem uszkodzony! On nam wielkiego oporu nie stawiał, panno!... było nas za nadto wielu na niego jednego, panno!
— Pst! — zawołała młoda panna; — przestraszysz mi ciotunię jeszcze bardziéj jak złodzieje. Czy ten biedny człowiek mocno zraniony?
— Bardzo niebezpiecznie, panno! —
Odpowiedział Giles z niewypowiedzianém zadowoleniem.
— On tak wygląda, jakby się już na tamten świat chciał wynieść! — zawołał Brittles na tenże sam sposób, jak i poprzód. — A możeby panna była tak łaskawa i zeszła do niego na chwilkę, aby się mu przypatrzeć na przypadek, gdyby....
— Pst! Proszę was, nie róbcie takiego hałasu, moi kochani, — odpowiedziała młoda panna. — Poczekajcie chwilkę, tylko z ciotunią się rozmówię.
Dziewczyna oddaliła się natychmiast nóżką leciuchną, i powróciła niebawem z tym rozkazem, aby zranionego jak najtroskliwiéj do izby pana Giles na górę zaniesiono, a Brittles konia natychmiast okulbaczył, do Chartsey jak najspieszniéj się udał, i ztamtąd bez wszelkiéj zwłoki lekarza i Woźnego sądowego sprowadził.
— Czyż panna na niego pierwéj ani oczkiem rzucić nie chce? — spytał Giles z taką dumą i zarozumiałością, jakby Oliwer był jakiém rzadkiém zwierzęciem, ptakiem prześlicznym, którego z nadzwyczajną zręcznością ułowił. — Choćby raz przynajmniéj.
— Nie, nie, za nic w świecie, — odpowiedziała dziewczyna. — Biedny człowiek! obchódźcie się z nim