Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czego się zaczęła, z tą samą uporczywością, z jaką się ludzie tego rzemiosła do wszystkiego brać zwykli.
— To prawda, ale to nie ma żadnéj styczności z tym zieleniakiem!
— Nie, nie ma! — odparł na to Karolek. — Dla czegóż się niechcesz u Fagina uczyć, Oliwerze?
— I całe twoje przyszłe szczęście mieć w ręce? — dodał Smyk z uśmiechem szyderczym.
— Bo mi się to zatrudnienie wcale niepodoba, — odpowiedział Oliwer bojaźliwie. — Jabym wolał, żeby mię puszczono.... Ja.... ja.... bym.... wolał się ztąd oddalić.
— Ale Fagin by nie wolał! — odparł na to Karolek. —
Oliwer o tém bardzo dobrze wiedział. Sądząc jednak, iżby niebezpiecznie dla niego być mogło, gdyby wszystkie uczucia swoje szczerze chciał wyjawić, westchnął tylko głęboko i buty daléj czyścić zaczął.
— Idź! Idź! — zawołał Smyk. — Czyżeś już wszelką odwagę utracił?.... Czyliż żadnéj dumy w sobie nie masz? czyliż chcesz żyć ciągle w zawisłości od twoich przyjaciół? co?
— Oj ty głupia głowo! — zawołał Bates, dobywając kilka chustek jedwabnych z kieszeni i rzucając je do skrzyni, — czy to jeszcze mało dla ciebie?
— Ja przynajmniéj tegobym nie mógł uczynić! —
Rzekł Smyk z wyrazem dumy i pogardy.
— Lecz przyjaciół twoich opuścić to możesz, i pozwolić, ażeby ich za to ukarano, co sam zbroisz! —
Odparł Oliwer z uśmiechem złośliwym.
— To się wszystko stało ze względu na Fagina, —