świsnął natychmiast na swego białego pudla i zasadziwszy kapelusz na głowę, wyszedł, nie dopełniwszy nawet zwykłéj grzeczności, i niepożegnawszy się wcale z towarzystwem.
— My się muszemy koniecznie dowiedzieć, moi kochani, gdzie, on jest, muszemy go odszukać! — zawołał nakoniec Żyd, nadzwyczajną niespokojnością miotany. — Karolku, nie rób nic, tylko się włócz po mieście tak długo, dopokąd jakiéj wiadomości o nim do domu nie przyniesiesz. Nancy, moja droga Nancy, ja go mieć muszę napowrót; tobie, tak tobie, moja luba i Smykowi najwięcéj ze wszystkich ufam. Poczekajno, poczekaj! — dodał Żyd, wysuwając drżącą ręką wysuwkę, — oto macie pieniędzy. Dziś na noc będę musiał to mieszkanie zamknąć; wy przecież wiecie, gdzie mię będziecie mogli znaleść. Nie czekajcie tylko długo.... nie zatrzymujcie się tutaj już ani chwili więcéj, moi kochani....
To mówiąc, wypchnął ich prawie za drzwi, zamknąwszy je starannie za nimi na klucz i zasówkę, wyjął z kryjówki ów kufereczek, któren niegdyś Oliwer mimo wolę jego zobaczył, i zabrał się natychmiast do ukrycia zegarów i klejnotów pod swoją odzieżą.
Zapukanie do drzwi przeszkodziło mu w tém zatrudnieniu.
— Kto tam? — zawołał z przenikliwym wrzaskiem trwogi.
— Ja, — dał się słyszeć głos Smyka, przez dziurkę od klucza.
— Cóż tam nowego? — zapytał Żyd z niecierpliwością.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/186
Wygląd
Ta strona została skorygowana.