Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdyż Żyd ten przedmiot poziomo na stole położył i osłoniwszy go z jednéj strony ręką od światła, przypatrywał się mu długo i uważnie. Nakoniec, jakby już zupełnie był zwiątpił o pomyślnym skutku swych usiłowań, włożył go na powrót do skrzyneczki, i oparłszy się o plecy swego krzesła, mruknął sobie pod nosem.
— Jakżeż to jest rzeczą piękną ta kara śmierci!.... Zmarły niczego już żałować nie może.... Zmarły się z niczém już niewygada!.... A jakżeż ona jest rzeczą zbawienną i pomyślną dla naszego przekupu?.... pięciu ich szeregiem powieszono,.... a żaden z nich ani nie stchórzył, ani się też na zdobycz nie złakomił!
Gdy to Żyd wyrzekł, z sobą samym rozmawiając, oczy jego ciemne, przenikliwe, dotąd nieruchomie w jedno miejsce wlepione, nagle w inną stronę się zwróciły, i przypadkiem na Oliwera padły, który wzrok swój w Żyda utopiwszy, z niemą ciekawością się mu przyglądał,... a lubo czas poznania trwał tylko chwilę, — czas najkrótszy, jaki pomyśleć można, — i ta chwila już była dostateczna do przekonania starca, że go śledzono.
Zatrzasnął tedy natychmiast wieko od skrzyneczki z wielkim hałasem i schwyciwszy w rękę nóż od chleba na stole leżący, zerwał się ze stołka i rzucił z wściekłością na Oliwera. Widać było jednak po nim wyraźnie, iż trwoga nadzwyczajna sercem jego miotała, gdyż Oliwer, lubo sam był mocno przestraszony, łatwo jednak mógł dostrzedz, że nóż starcowi drżał w ręce.
— Co to jest? — zawołał Żyd! — czego ty mnie śledaisz?.... Dla czego nie śpisz?.... Cóżeś widział?....