Strona:PL Ołtarzyk polski katolickiego nabożeństwa.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do kościoła. Po drodze przypomniała sobie z żalem serca, że w czasie choroby zaniedbała Mszy św. na intencyą dusz czyścowych. Cóż maiła czynić w smutném swém położeniu> Wszystkie swe pieniądze oszczędzone spotrzebowała na chorobę; jednego tylko franka (8 sgr.) jeszcze miała w kieszeni. Mogła więc jeszcze zakupić Mszę św., lecz wtedy pozostałaby bez grosza, bez chleba, a już głód począł jéj dokuczać. Lecz pomyślała sobie: biednéj duszy w czyścu większe dokuczają męczarnie; to téż po chwili wahania się porzemogła miłość w jéj sercu, i Maryanna nie cofnęła się przed tą nową ofiarą, owszem polecając się Opatrzności Boskiéj, weszła do kościoła, zamówiła Mszę św. podług swéj intencyi u księdza, który właśnie ubierał się do Mszy w zakrystyi, nabożnie jéj wysłuchała i komunikowałą na intencyą duszy, którą z czyścowych mąk wybawioną mieć pragnęła.
Opuściwszy kościół, poszła odwiedzić swą przyjaciółkę, u któréj spodziewała się znaleźć pociechę, radę i pomoc. Wtem zastąpił jéj drogę młodzieniec szlachetnéj postawy i łagodnego oblicza, pozdrowił ją uprzejmie i rzekł: „Szukasz umieszczenia za służącą, nie prawdaż?” „Tak jest panie,” odrzekła Maryanna, cała zmięszna tém zapytaniem; „i dziwno mi jest, że nie znając pana, słyszę od niego rzecz, któréj nikomu jeszcze nie powierzyłam.” — „Mniejsza o to,” odpowiedział nieznajomy, „idź na ulicę i do domu (które jéj wymienił), tam znajdziesz niewiastę, u któréj przyjąć możesz służbę i gdzie będziesz szczęśliwą.” I nie czekając odpowiedzi, znikł, wdzięcznym jeszcze ukłonem ją żegnając.
Zdumiała Maryanna niebawem pobiegła na miejsce wskazane. Stanąwszy u drzwi wspaniałéj kamienicy, zadzwoniła, a zacna jakaś matrona wpuściła ją do mieszkania, gdzie Maryanna opowiedziała, po co przybyła. „Prawda, że potrzebuję służącéj, (odrzekła ta pani), lecz powiedz mi, zkąd wiesz o tém? Wczoraj wieczorem dopiero oddaliłam mą sługę dla słusznego powodu, o czem z nikim jeszcze nie rozmawiałam i właśnie wyjść chciałam, by postarać się o inną; nie mogę przeto pojąć, od kogo sowiedzięć się mogłaś o tym interesie.” Poczciwa Maryanna opowiedziała pani, jakie miałą spotkanie z młodzieńcem i jak z zaufaniem w jego szlachtną ofertę poszła za jego radą. Wprowadzona potem przez panią do pokoju, spostrzegła tam portret jakiegoś młodzieńca i zawołała zdziwiona: „Pani! to ten dobry pan, który mię tu przysłał. Poznaję jego postać i ten wyraz dobroci, którego nigdy nie zapomnę.”
Na te słowa zbladła pani X., padła ze łzami na krzesło i rzekła: „Co ty mówisz? Ten portret wyobrża mego syna, któregom utraciła przed czterema laty!” Wtedy Maryanna od razu poznała cudowną dla niéj dobroć Boga, upadła do nóg biednéj matce łzami zalanéj i z rzewną otwartością wyznała jéj wszystko, co jéj się zdarzyło tego rana, o jéj chorobie, o ostatnim franku, o jéj walce wewnętrznéj; czy ma oddać ten pieniąsz na zakupienie Mszy ś. za duszę, która zbawienia najbliższa, o spotkaniu młodzieńca itd.
Biedna matka, drżąca od wrażeń smutnych i miłych, uścisnęła Maryannę wołając: „O pobożna dziewczyno! tobie zawdzięczam wybawienie mego syna. Umarł on przed czterema laty, a z tak pobożném zdaniem się na wolą Bożą, że go na pewno mieniłam być już w niebie. Lecz bez ciebie może