— Czy, prócz śmiechu, słyszała pani kiedy jakie słowa, wypowiedziane przez tę zmorę?
— Tak. Gdy skończyłam czytanie drugiego listu Smythe’a, w którym donosił mi o swoich powodzeniach, usłyszałam głos Welkina: „A jednak on ciebie nie zdobędzie“. Słyszałam to tak dokładnie, jakgdyby znajdował się w tym samym, co ja pokoju. Straszne to jest wszystko. Czasami zdaje mi się, że zwarjowałam.
— Rzeczywiście, jest coś dziwnego w tym niewidzialnym człowieku. Ale zawsze dwie głowy, to więcej, niż jedna...
Nie dokończył zdania, gdy przed cukiernię zajechał z trzaskiem, dziwnej konstrukcji samochód. Do sklepu wszedł maleńki człowieczek, w błyszczącym wysokim cylindrze na głowie. Angusowi wystarczyło jedno spojrzenie, by odgadnąć tożsamość tego gościa. Ta mała figurka, ubrana z przesadną elegancją, starannie przyczesana, śpiczasta czarna broda, małe niespokojne oczki, długie nerwowe palce — nie mogły należeć do kogo innego, jak tylko do człowieka, o którym przed chwilą była mowa. Musiał to być Izydor Smythe, który potrafił fabrykować lalki z bananowych skórek, lub z pudełek od zapałek, który swą mechaniczną służbą potrafił zarobić miljony.
Smythe zwrócił się do Laury:
— Czy pani widziała, co jest na szybie wystawowej?
— Na szybie wystawowej? — powtórzył ze zdziwieniem Angus.
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/51
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.