180 rubli, które jestem ci winien, otrzymasz. Przyjdź do mnie za miesiąc.
Dobrze. Przyszedłem po miesiącu.
— Na Boga — powiada — nic nie mam; przyjdź we czwartek.
Poszedłem we czwartek. Miał śliczne mieszkanie.
— Czy jest w domu? — pytam.
— Śpi.
Dobrze. Czekam.
Za lokaja miał człowieka ze wsi. Siwy, cichy staruszek, nie znający zupełnie świata. Wdałem się z nim w rozmowę.
— Co za życie prowadzimy tu z jaśnie panem! — zrzędził stary, — Popadliśmy tu w długi; ten Petersburg nie daje nam ani korzyści, ani zaszczytów. Przybyliśmy ze wsi i myśleliśmy: będziemy, jak za życia starszego pana, pokój jego pamięci, stykali się z hrabiami, książętami, generałami; weźmiemy sobie hrabiankę, piękną damę, posażną, będziemy prowadzili dwór jaśniepański; a stało się tak, że biegniemy tylko do restauracji. Bardzo źle. Księżna Riezewa jest przecież naszą rodzoną ciotką, a książę Borotuncew nasz ojciec chrzestny. Odwiedził nas tylko raz. Zresztą nigdy się nie pokazuje. Ludzie poczynają już ze mnie kpić. „Twój pan“, mówią, „nie wdał się w swego ojca“. Powiadam raz: „Dlaczego jaśnie panicz nie odwiedzi kiedyś swej ciotki? Nie widziała panicza tak dawno“. — „Nudno tam, Damjanie“, odpowiada. Oto, o co chodzi. Tylko w restauracjach nie jest mu nudno. Gdyby przynajmniej miał posadę państwową. Karty
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/143
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.