Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA  X.
CHLESTAKOW I KUPCY (z koszem wina i głowami cukru.)
Chlestakow.

A co, moi kochani?

Kupcy wszyscy.

Czołem bijem, łaskawy panie!

Chlestakow.

Czegóż to chcecie?

Kupcy.

Nie gub nas, królu! — skrzywdzeni jesteśmy, i nie wiemy za co.

Chlestakow.

Przez kogo?

Abdulin.

Przez tutejszego Horodniczego. Ah! takiego Horodniczego króleczku, nigdzie jeszcze nie bywało. — On z nami tak postępuje, że nawet opisać trudno. Postojami już nas zupełnie zamorzył. Męczy i krzywdzi bezustannie. Nieraz schwyciwszy za brodę, mówi: „Ah ty Tataryn“!... Dalibóg aż żal bierze!... Gdybyśmy go czemkolwiek obrazili, to jeszcze nie mówię — ale to my, widzi Bóg, co on tylko zechce, święcie wypełniamy: każdy z nas (wiedząc już dobrze, że inaczej być nie może,) podaruje mu coś pięknego na suknię dla żony i córki; tego się nie żałuje, nikt z nas przeciwko temu i słowa nie mówi. Ale cóż, jemu wszystko mało. Nieraz przyjdzie do sklepu, i co tylko jest pod ręką to wszystko zabiera; sukna sztukę zobaczy, zaraz mówi: „E, mój kochany, to dobre sukno: zanieś go do mnie.“ Nie ma co robić, musisz nieść; a w sztuce będzie arszynów z pięćdziesiąt.