Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sesja rozpoczęła się jeszcze zrana. Sędzia dość otyły człowiek, chociaż cieńszy od Iwana Nikiforowicza, z miną łagodną, w załojonym szlafroku, z fajką i szklanką herbaty, rozmawiał z podsędkiem. Sędzia miał usta, zawieszone jakoś pod samym nosem, tak, że nos jego mógł wąchać wierzchnią wargę, ile mu się podobało. Warga ta zarazem służyła mu zamiast tabakierki, dla tego, że część tabaki adresowanej do nosa, zawsze prawie zostawała na niej.
Tak tedy, rozmawiał z podsędkiem. Bosa dziewka trzymała na boku tacę ze szklankami. Przy końcu stołu sekretarz czytał dekret w jakiejś sprawie, ale tak monotonnie, że nawet zdekretowany usnąłby, słuchając. Bezwątpienia, sędzia zrobiłby to najpierwszy, gdyby nie zajmująca tylko co zawiązana rozmowa:
— Umyślnie starałem się dowiedzieć — mówił sędzia, popijając ze szklanki przestygłą nieco herbatę, — jakim się to sposobem dzieje, że one tak pięknie śpiewają? Miałem znakomitego drozda, dwa lata temu. Ale cóż? ni ztąd ni z owad, zepsuł się zupełnie, zaczął Bóg wie po jakiemu śpiewać, a im dalej, tem gorzej; później zaczął chrypieć, — choć wyrzuć! A to poprostu bagatela! Oto od czego to się robi: pod gardziołkiem robi się pryszczyk, wielkości małego grochu. Ten pryszczyk należy tylko przekłóć igłą. Nauczył mnie tego Zachar Prokopowicz, i jeżeli chcecie, opowiem wam jak to było. Przyjeżdżam do niego...
— Czy każecie, Demjanie Demjanowiczu, czytać następujący dekret? — przerwał sekretarz, ukończywszy już czytanie od kilku minut.
— A wy już przeczytaliście? Patrzcie, że też tak prędko! Nic nawet nie zasłyszałem! A gdzież on? dajcie mi tu — podpiszę. Cóż tam jeszcze jest?
— Sprawa kozaka Bokitka o ukradzionej krowie.
— Dobrze, czytajcie! Owoż tak, przyjeżdżam do niego... Mogę wam nawet opowiedzieć szczegóły przyjęcia. Na zakąskę po wódce podany był bałyk, wyborny! O, nie z tych bałyków, jakiemi (tu sędzia przyklasnął językiem i uśmiechnął się, przy czem nos powąchał nieodstępną swą towarzyszkę), traktują nas mirogrodzkie sklepy korzenne. Śledzia nie jadłem, ponieważ, jak wam wiadomo, śledź sprawia mi zawsze pieczenie pod łyżeczką; za to kawioru spróbowałem — doskonały kawior! niema co mówić: wyborny!