Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na odwrotnej stronie ciała; nawet baba, gdy ją razu pewnego Iwan Iwanowicz chciał o coś zapytać, znalazła się tak nieprzyzwoicie, że Iwan Iwanowicz, jako nader delikatny człowiek, splunął tylko, i:
— Obrzydliwe — rzekł — babsko! gorsze od samego pana!
Wreszcie, jakby na dopełnienie miary uraz, złośliwy sąsiad wybudował, vis à vis, w miejscu, gdzie wprzódy był przełaz, chlew gęsi, wyraźnie dla spotęgowania pierwotnej urazy. Nieznośny ten dla Iwana Iwanowicza chlew zbudowano z djabelskim pospiechem, w ciągu dwudziestu czterech godzin!
Wywołało to w Iwanie Iwanowiczu złość i chęć zemsty. Nie okazał jednak swego niezadowolenia, mimo, ze budynek ów nawet zajął część jego gruntu; a jednak serce tak biło gwałtownie, że tylko z trudnością mógł zachować chociaż pozorny spokój.
Tak przebył dzień cały. Nadeszła noc... O, czemuż nie jestem malarzem! oddałbym cudnie całą piękność nocy! Przedstawiłbym najpierw, jak spi cały Mirogród; z góry patrzą nań nieruchome gwiazdy; jak ta uwidomiona cisza daje znać o sobie bliższem i dalszem szczekaniem psów; jak mimo nich przemyka się zakochany djaczek i przełazi płot z bohaterską odwagą; jak białe ściany domków, oblane światłem księżyca, wydają się jeszcze bielszemi, a ocieniające je drzewa bardziej ciemaemi, cień od nich jeszcze czarniejsza; kwiaty i milczące trawy bardziej wonne, a świerszcze, uspokoić się niedający rycerze nocni, raźnie ze wszystkich kątów wywodzą swe trzaskotliwe pienia. Przedstawiłbym, jak w jednym z tych niziutkich domków, rozrzucona malowniczo na osamotnionem łóżeczku,, czarnobrewa mieszczka o drżącej młodej piersi śni o huzarskim wąsiku i ostrogach, a blask księżyca-filuta igra z jej twarzyczką. Przedstawiłbym wreszcie, jak na tle białej drogi miga czarny cień przelatującego nietoperza, który usiada na białych kominach domów... Ale kto wie, czy byłbym w stanie przedstawić, Iwana Iwanowicza, wychodzącego tej nocy z piłą w ręku: tyle rozmaitych uczuć malowało się w jego twarzy! Cicho, ostrożnie ukradkiem podlazł on pod chlew sąsiada dla gęsi. Psy Iwana Nikiforowicza nic jeszcze nie wiedziały o kłótni z nim, i dla tego pozwoliły mu, jako staremu znajomemu, zbliżyć się do chlewu, który spoczywał na czterech dębowych słupach. Podlazłszy do pierwszego słupa, przy-