Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tfu! na waszą głowę, Iwanie Iwanowiczu! Czegożeście się tak rozjędyczyli?
Iwan Iwanowicz nie mógł już dłużej zapanować nad sobą; usta mu drżały, gęba zmieniła zwyczajną swoją formę, urabiając się na podobieństwo O; oczy biegały, aż strach źbierał. Coś podobnego rzadko mu się zdarzało, chyba gdy był bardzo rozgniewany.
— Otóż oświadczam wam, — wyrzekł Iwan Iwanowicz, — że odtąd znać was nie chcę!
— O, wielka bieda! Łez mi to pewnie nie wyciśnie, — odparł Iwan Nikiforowicz. A kłamał, dalibóg kłamał! było mu bowiem bardzo przykro.
— Noga moja nie postanie w waszym domu!
— Ehe, he! — rzekł Iwan Nikiforowicz, sam nie wiedząc co dalej począć, i wbrew zwyczajowi podnosząc się z siedzenia: — Hej, babo, chłopcze! — Na ten głos wysunęła się z za drzwi ta sama chuda baba i wyrostek, oplatany w długi i szeroki surdut. — Weźcie Iwana Iwanowicza za ręce i wyprowadźcie go za drzwi!
— Jakto! szlachcica? — krzyknął z uczuciem godności i zgrozy Iwan Iwanowicz. — Spróbujcie tylko się zbliżyć! zgniotę was wraz z głupim waszym panem! Ptak nie odszuka kości waszych! (Iwan Iwanowicz mówił nadzwyczaj głośno przy silniejszem wewnętrznem wzruszeniu).
Cała ta grupa przedstawiała imponujący obraz: Iwan Nikiforowicz stał na środku pokoju w całej swej naturalnej okazałości, bez wszelkich dekoracyj; baba z gębą rozwartą i z wyrazem twarzy, znamionującym bezmyślną trwogę i przerażenie; Iwan Iwanowicz z wzniesioną do góry ręką, przypominał dawnych rzymskich trybunów. Była to nadzwyczajna chwila, widok co się zowie zajmujący!... a niestety! miał tylko jednego widza: był nim ów w niezmierzonym surducie wyrostek, który stojąc u drzwi najspokojniej, dłubał palcem w nosie.
W końcu Iwan Iwanowicz pochwycił za czapkę.
— Pięknie postępujecie sobie, Iwanie Nikiforowiczu! prześlicznie! Kiedyś to wam przypomnę!
— Wynoście się, wynoście, co prędzej, Iwanie Iwanowiczu! a pamiętajcie nie pokazywać mi się na oczy, bo wam mordę pobiję na miazgę!