Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nijnemi marzeniami, które doświadczasz, siedząc na ganku wiejskiego dworku, zwróconym ku ogrodowi, gdy rzęsisty deszczyk szumi rozkosznie, bijąc o zielone liście, szemrzącemi zlewając się potokami, sprowadzając na cię półsennicę; a w tym samym czasie tęcza przekrada się z za drzew i jakby na poły rozwalone sklepienie świeci siedmią malowana farbami na niebie... albo też gdy kołysze cię pojazd, nurzając się pośród zielonych krzewów i traw pachniących; wraz z kłosami zboża i polnem kwieciem wdziera się do drzwiczek powozu, przyjemnie uderzając cię po rękach i twarzy...
Z miłym uśmiechem na ustach, słuchał on gości przyjezdnych; niekiedy i sam przemawiał, ale częściej rozpytywał tylko. Nie był on z rzędu tych starców, którzy nudzą wieczystą pochwałą dawnych czasów, albo też utyskiwaniem na dzisiejszość; przeciwnie! wypytując, zdradzał ciekawość i współczucie dla położenia odpowiadającego, czem zwykle interesują się dobrzy staruszkowie, chociaż to nieco podobnem jest do ciekawości dziecka, które gdy mówi z tobą, jednocześnie przypatruje się brylokom twego zegarka... Wówczas to twarz jego rzec można: oddychała dobrocią.
Pokoje domku, w którym mieszkali nasi staruszkowie, były maleńkie, niziutkie, jakie spotykać się dają u ludzi staroświeckich. W każdym z pokojów był olbrzymi piec, zajmujący prawie trzecią cześć tegoż. Pokoiki były straszliwie gorące, gdyż Atanazy Iwanowicz i Pulcherja Iwanówna bardzo lubili ciepło. Otwory tych pieców wszystkie znajdowały się w sieni, napełnione słomą, której zwykle zamiast drzewa używają do palenia na Ukrainie. Trzask tej palącej się słomy i światło z niej pochodzące, czynią sień nadzwyczaj przyjemną w czasie zimowego wieczoru, kiedy ochocza młodzież przeziąbłszy od ścigania jakiej smagłej, wbiega w nie, dłoń o dłoń bijąc. Ściany pokoju były przyozdobione kilkoma rycinami w starych wąziutkich ramach. Jestem pewny, że gospodarstwo zapomnieli: co przedstawiają takowe? i gdyby je kto zabrał — z pewnością nie dostrzegliby braku. Miałeś tu dwa wielkie portrety malowane olejnemi farbami: jeden przedstawiał jakiegoś biskupa, drugi Piotra III; z wąziutkich ram patrzyła arcyksiężna Lacaliére, muchami upstrzona. Przy oknach i nad drzwiami znajdowało się mnóstwo niewielkich obrazów, które przyzwyczajasz się uważać za jakoweś plamy na ścianie i dla tego nie zbyt się im przypatrujesz.